W swoim tekście, opublikowanym 24 marca w „Gazecie Wyborczej”, red. Aleksander Gurgul opisał temat przetargów na prace leśne, przeprowadzonych w ostatnich latach w nadleśnictwach Supraśl i Czarna Białostocka, na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku. Jak można przeczytać w artykule, Ministerstwo Klimatu i Środowiska złożyło zawiadomienie do prokuratury o możliwych nieprawidłowościach przy przeprowadzeniu tych postępowań.
Zawiadomienia dotyczą przetargów wygrywanych przez liderów Protestu Branży Drzewnej, którzy prowadzą konsorcja firm na terenie w. w. nadleśnictw.
Działania ministerstwa odczytujemy jako ewidentną represję i zastraszanie członków Protestu. Zawiadomienie prokuratury to jeden z jej elementów. Drugim jest przeciek do mediów. W tekście pojawia się nieokreślony „informator”. Trzeba być naiwnym, by uważać, że takie wiadomości media pozyskują z własnej inicjatywy.
Dodajmy, że kilka dni później, 28 marca na portalu tvn24.pl pojawił się artykuł „Układ w lesie? Co i komu zarzuca minister Dorożała” autorstwa red. Tomasza Słomczyńskiego. W tym przypadku autor zdecydowanie bardziej pogłębił zagadnienie, sprawdzając je w wielu źródłach, dzięki czemu powstał wyczerpujący, obiektywny materiał.
Wróćmy jednak do tego, na jakich podstawach w ogóle temat został podjęty.
Tezy, które trafiły do mediów, świadczą o nieznajomości realiów branży, w tym postępowań przetargowych na prace leśne. W praktyce podejrzenia i insynuacje sprowadzają się do jednego „zarzutu”. Otóż o rzekomych nieprawidłowościach ma świadczyć sytuacja, w której do przetargu przystępuje tylko jedna firma / konsorcjum. Ta sytuacja to, owszem, fakt, natomiast jego interpretacja jest fałszywa i krzywdząca. Takie okoliczności występują bowiem zwyczajowo w przygniatającej większości postępowań związanych z umowami na prace leśne. Jak policzył portal firmylesne.pl w około 80% przypadków!
Do przetargu może przystąpić każdy. To zamawiający (nadleśnictwo) określa jakie warunki mają spełnić wykonawcy. By spełnić te wymagania firmy łączą się w konsorcja. Tak było w przypadku obu konsorcjów wspomnianych w artykule. W ten sposób firmy nie konkurują ze sobą, a współpracują jako jedna całość, będąc w stanie spełnić wymagania zamawiającego, co jest całkowicie zgodne z prawem.
Oświadczenie Protestu Branży Drzewnej w związku z ukazaniem się na łamach Gazety Wyborczej
Konsorcjum, tak działające na danym terenie, gdzie posiada swoją bazę, ma więc zdecydowanie największe możliwości wygrywania przetargów. Dlatego też zwykle nie startuje do postępowań na innym obszarze, gdzie musiałoby ponosić znacznie większe koszty pracy. Choćby przez dojazdy, a także ze względu na fakt, że jego zasoby są ograniczone. Działają tam już inne firmy, które są w stanie zaoferować nadleśnictwu niższe oferty. To nie są jedyne, aczkolwiek kluczowe powody, dla których ZUL-e niechętnie startują w przetargach oddalonych od swoich tradycyjnych obszarów pracy.
Wystarczy prześledzić statystyki zamówień na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, a także w innych dyrekcjach regionalnych. Przeciętnie do przetargu stawała zwykle jedna firma lub jedno konsorcjum firm. Podejrzenie „zmowy cenowej” jest w tym wypadku absurdalnym wymysłem. De facto jest to karanie ludzi za ich przedsiębiorczość i umiejętność współpracy.
Podsumowując powyższe: przetargi w poprzednich latach odbywały się zgodnie z prawem zamówień publicznych. Każdy może startować, gdzie chce. O zmowie cenowej można mówić, gdy podmioty dominujące na rynku, doprowadzają do porozumienia. Podejrzewanie zmowy w tych przypadkach jest absurdem, szczególnie, że na rynku działają setki firm zajmujących się pracami leśnymi. Natomiast to zupełnie naturalne, że konsorcja i ZUL-e mają obszary, na których pracować im najwygodniej i gdzie wygrywanie przez nie przetargów jest bardzo wysoce prawdopodobne. Samo łączenie firm w konsorcja jest opłacalne dla wszystkich.
Zadajmy kilka (chyba retorycznych) pytań.
Dlaczego zawiadomienia / artykuł dotyczą dwóch wybranych konsorcjów, dziwnym zbiegiem okoliczności, tych, które protestują przeciw decyzjom Ministerstwa Klimatu i Środowiska? Jeżeli w tym wypadku zachodzi podejrzenie nieprawidłowości, identyczne procedury powinny zostać podjęte w każdym nadleśnictwie w Polsce, gdzie firmy wygrywały przetargi nie mając konkurencji. Rozumiemy więc, że prokuraturę czekają teraz setki podobnych zawiadomień?
Dlaczego o sprawie tak szybko dowiadują się redakcje wybranych mediów?
Dlaczego dzieje się to w momencie, gdy pozycja kierownictwa resortu słabnie? Przeciwko jego działaniom protestuje nie tylko branża drzewna, lokalne społeczności i samorządy, ale też naukowcy, a wyniki badań opinii publicznej pokazują, że praca ministerstwa jest oceniana nisko.
Dlaczego dzieje się to w kluczowym fragmencie kampanii wyborczej? Kandydujący na urząd Prezydenta RP Szymon Hołownia (szef Polski 2050, które to ugrupowanie rządzi w ministerstwie), liczy na głosy ze swojego matecznika, czyli woj. podlaskiego. Czy przypadkiem nie chodzi o to, by zamknąć usta protestującym, którzy mają poparcie lokalnych społeczności i samorządów?
Dlaczego takie zarzuty nie pojawiały się nigdy wcześniej, niezależnie od obozu dzierżącego akurat władzę? Przecież identyczna sytuacja dotycząca przetargów jest zwyczajem, który trwa od wielu lat.
Protest Branży Drzewnej od ponad roku wskazuje bezpodstawność, także z punktu widzenia ochrony przyrody, wprowadzonych ograniczeń prac leśnych. Nasi przedstawiciele pojawiają się w mediach, a nasze posty w mediach społecznościowych są bardziej popularne niż treści Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Otrzymujemy wsparcie z całego kraju, a inne organizacje, z podobnymi hasłami, proponują nam współpracę. Jednym zdaniem – staliśmy się dla ministerstwa bardzo niewygodni.
Byliśmy już przez polityków obrażani. Przez wiele miesięcy unikali też kontaktu ze społecznością, którą w ewidentny sposób krzywdzą. Usłyszeliśmy niezliczoną liczbę pustych obietnic oraz manipulacji. Niemniej takiego ciosu poniżej pasa się nie spodziewaliśmy.
Wykorzystywanie aparatu państwa i zaprzyjaźnionych mediów do zwalczania protestującej społeczności oraz do ograniczania wolności słowa to postępowanie antydemokratyczne i po prostu nieakceptowalne.